wtorek, 11 września 2018

Anioł w Złotym Dworze


"Demon, który złoży na wargach wampira pocałunek, wysysa jego duszę, przejmując tym samym kontrolę nad pozbawionym życia ciałem. Jest to okropny proces, ponieważ stwór ten, zwany Opętańcem, posiada wszelkie wspomnienia opętanego. Często przez to może się wydawać, iż mamy do czynienia z prawdziwym, nieopętanym wampirem.
Nic dziwnego więc, kiedy matka morduje dzieci. One są nieświadome, że jej już nie ma."

Syriusz Verne, Kroniki Nadprzyrodzone

Wylądowaliśmy na ogromnej, zielonej polanie, gdzie klika kroków dalej stało trzech odzianych w czarne, sięgające kolan płaszcze nieznajomych mi Stróżów. Kiedy wiatr targał ich ubrania, dostrzegłam pod spodem lateksowy, służbowy uniform, który ja też na sobie miałam.
Pożegnałam Darka i zatrzasnęłam drzwiczki. Nie patrzyłam jak helikopter na powrót oddala się na bezchmurnym niebie, a kroki skierowałam do czekających na mnie mężczyzn.
— Witajcie, Bracia Stróże — rzekłam i sztywno skłoniłam się.
— Witaj, Siostro — odrzekł jeden z nich, stojący najbliżej. Jego oczy miały dwa różne odcienie — prawe było zielone, a lewe — brązowe. Ponad to był ode mnie i od swoich towarzyszy wyższy o głowę. A gdy się odezwał również odwzajemnił gest, jednocześnie z dwoma pozostałymi. — Jestem Salvador i należę do pododdziału lorda Marshalla.
Zdumiałam się, acz nie dałam tego po sobie poznać, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Posłusznie ruszyłam z nimi ramię w ramię, w końcu spojrzenie kierując na niezwykle wysoki i masywny, biały mur przed nami.
Tylko raz miałam przyjemność go ujrzeć, jako mała dziewczynka, gdy matka odwiedzała swoją bliską przyjaciółkę — księżną Victorię de Clare. I mogłam, tak jak teraz, z zapartym tchem patrzeć jak wielkie wrota Złotego Dworu rozwierają się powoli.
Kolejni Stróże stali przy wejściu, im jednak tylko skinęłam głową. Widziałam, że każdy z nich uważnie mi się przypatruje, może trochę nieufnie, może trochę z pogardą.
Nie przejęłam się tym, ruszyłam dalej. Usłyszałam tylko głuchy trzask zamykanej bramy, a potem przystanęłam by móc zobaczyć to, co skrywał mur.
Oto właśnie byłam w Złotym Dworze. W wielkim, niesamowicie lśniącym pałacu, który rządził się własnymi prawami. To było jak zderzenie światów. Jak przeniesienie się do innej rzeczywistości. Piękne, bujne suknie, niesamowite fryzury, karoce, bale i... intrygi. Teraz zaś — panował tutaj złudny spokój. Nie było innych osób, prócz dużej ilości Stróżów dookoła mnie.
Panował dzień, a w Złotym Dworze życie budziło się nocą. Nawet zwykli ludzie przebywający w tym miejscu, nie mieli prawa o tej porze wychylić się ze swoich komnat.
Zmrużyłam oczy, zerkając na wysoką więżę, na liczne okna, potem zaś na majestatyczny ogród po prawej stronie. Tak, oczywiście królowa musiała mieć piękne widoki, gdy stawała na balkonie.
— Arianwen! — usłyszałam znajomy mi głos. Natychmiastowo więc się odwróciłam, by zobaczyć przed sobą przystojnego, wyglądającego na dwadzieścia lat mężczyznę o posturze niezwykle masywnej. Nie miał włosów, za to widziałam na łysej głowie wytatuowanego skorpiona. Na twarzy zaś dostrzegłam nowe szramy, ponieważ Marshall jako nieliczny decydował się swe blizny umieszczać właśnie w tym miejscu, a nie na innych częściach ciała. — Naprawdę zakładałem, że jednak nie przylecisz i wybierzesz tę swoją Walię.
Mój kącik ust lekko drgnął.
— To chyba słabo mnie znasz, wuju — odrzekłam. I oboje, pod czujnymi spojrzeniami, skierowaliśmy się w stronę bocznego wejścia do zamku. — Nigdy nie odmówiłabym spotkania z tobą.
Oczywiście wuj wiedział, że naginam prawdę, ponieważ nie sądziłam, iż to jego oddział również sprowadzą do Złotego Dworu.
Weszliśmy do środka. Ciemność w jednej chwili nas owlekła, a zimno przeszyło zaraz potem. Napięłam mięśnie, przyspieszyłam kroku, a już po chwili zostałam silnie pociągnięta w kąt korytarza. Nie oponowałam, wiedząc, że taki był zamiar Marshalla.
— Mówili ci o całej sprawie? — zapytał szeptem, wytężając jednocześnie wzrok i słuch, a tym samym przybliżając się do mnie. Wydawało się, że nikogo nie ma w pobliżu.
Skinęłam głową.
— Wiem, że król nie żyje. Twoi ludzie wiedzą?
Marshall zaprzeczył.
— Jak na razie nic nie ujawniamy. Zresztą nie ma czego ujawniać, tylko nieliczni zostali poinformowani o tym, co się tak naprawdę stało. Księżna Victoria jednak nakazała mi całkowitą ostrożność, są podobno podejrzenia, że gdzieś tutaj skrywa się Opętaniec i to on stoi za całą zbrodnią.
— Tyle też mi zdradzono — oschle przyznałam. — Ilu arystokratów przyjechało?
To była najważniejsza kwestia. Ilu podejrzanych było?
— Nie zadowoli cię odpowiedź. — Marshall skrzywił się. — Przed zabójstwem zostały wyprawione urodziny księżniczki, więc jest i hrabia Cambarsh, lordowie z Południa, baron Cambell z rodziną i wielu, wielu innych... Jak na razie węszę, ale wątpię, by nas dokądś to zaprowadziło...
Nagłe kroki na schodach po naszej lewej stronie, sprawiły, że oboje w jednym momencie zamarliśmy. Moja dłoń z przyzwyczajenia zawędrowała pod czarny płaszcz, by odnaleźć rękojeść ostrza i musnąć je opuszkami palców. Ale nim całkowicie zdołałam ją ująć, ujrzałam sunącą po schodach dziewczynę. W białej, okazałej sukni, której materiał niemalże płynął po ziemi wraz z długim, przeźroczystym welonem.
Zmrużyłam oczy, niezauważalnie puściłam sztylet, choć mogłabym przysiąc, iż Marshall dostrzegł ten instynktowny, wyuczony przez lata praktyki gest.
Dziewczyna koniec końców stanęła przed nami w całej okazałości i zapytała:
— Marshall?
A mimo to jej błękitne oczy nie oderwały się ode mnie ani na sekundę. Mogłam więc podziwiać tę nieskalaną, niemalże białą niczym karta papieru twarz oraz blond włosy, niezwykle długie i opadające na jej ramiona kaskadą. Wyglądała niczym niewinny, nieskalany anioł.
Anioł, który zapewne nie był gotowy na stwory czyhające za jej plecami, chcące pozbawić życia. Ona nie mogła wiedzieć, jak parszywy i brutalny był ten gówniany świat i niemalże chciało mi się śmiać z absurdalności tej sytuacji.
A mimo to przyklękłam na kolano i schyliłam głowę w geście oddania.
— Oto Arianwen Ysbail z rodu Irisky, księżniczko — przedstawił mnie Marshall, a ja mogłam niemalże usłyszeć jak blondwłosa otwiera usta w jawnym zdumieniu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz