"Kamienna Twierdza znajduje się w
północno-wschodniej części Rosji. Ogrodzona przez metalowe pręty, przypomina
wyglądem więzienie. Wstęp do niej mają tylko adepci i ich mistrzowie, czasami
również nieliczne Wampiry. Wiadomo, że właśnie w tym miejscu szkoleni są
przyszli Stróże, ale nikt tak naprawdę nie wie, jak przebiega trening. Ci
natomiast, którzy zapędzili się nielegalnie na tereny Kamiennej Twierdzy,
podobno już nigdy nie powrócili."
Syriusz Verne, Kroniki
Nadprzyrodzone
Biały
welon tym razem nie zakrywał tylko jasnych kosmyków, acz również blade oblicze.
Spod materiału zaś prześwitywały jedynie czerwone usta, które nie zdradzały
żadnej emocji. Mimo tego instynkt powiedział mi, że księżniczka Rhosyn trwała
zamyślona i byłam niemal pewna, iż właśnie teraz miała lekko przymknięte
powieki, a wzrok kierowała na lśniącą podłogę, przyglądając się swojemu
własnemu, rozmytemu odbiciu.
W
tym samym czasie usłyszałam donośny głos, należący do jednego ze sług rodziny
królewskiej. Kolejno wyczytywał imiona i tytuły, ale niezbyt mnie to
interesowało. Ważniejsze były twarze zebranych gości i właśnie na nich
przelałam uwagę. Oczywiście widziałam uśmiechy, niektóre tęczówki dziko
płonęły, inne krzyżowały się ze sobą porozumiewawczo.
Mimo
wszystko jeżeli ktokolwiek zauważył nieobecność króla, nie śmiał tego
skomentować. Sama królowa natomiast także nie wyjaśniła, dlaczego władca nie
zaszczycił ich obecnością. Wydawało się to być dobrym posunięciem, ponieważ w
późniejszym czasie w razie czego nikt nie zarzuci jej kłamstwa.
Królowa
nie przemówiła, choć z pewnością oczekiwano od niej tego. Zadarła podbródek i
sztywno dygnęła, po czym muzyka ponownie rozbrzmiała w sali balowej. Wolno
płynące nuty skrzypiec, przemieniające się w krwawą pieśń wzbudziły we mnie
dziwne, niepokojące uczucie. Jakby coś tutaj się zupełnie nie zgadzało.
Gwardia
Królewska rozproszyła się trochę, aczkolwiek nie szło nie zauważyć ich
obecności. Patrzyli na wszystkich z dozą nieufności, dłonie mieli cały czas
równo ułożone wzdłuż ciała — dzięki temu łatwo mogli wyciągnąć swoje sztylety
spod czarno-czerwonych płaszczy. Ponadto lawirowali pośród arystokratów,
chociaż równie dobrze mogli pozostać niezauważeni. Rozumiałam, że dzisiejszej
nocy nie taki był ich cel.
—
Wysyłają ostrzeżenie — potwierdził moje przypuszczenie Marshall. — Te przyjęcie
to istna prowokacja. Przedstawienie na miarę królowej.
Nie
brzmiał na zadowolonego. Raczej wychwyciłam irytację w jego słowach. Może też
wyrzut. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Srebrna
suknia królowej, która płynęła po ziemi sprawiła, że ponownie podążyłam za nią
wzrokiem. Korona na głowie nadal lśniła majestatycznie, podkreślając pozycję.
Rysy twarzy kobiety były niezwykle ostre, surowe. Włosy, w odcieniu żółci,
splecione miała wysoko, dzięki czemu jeszcze bardziej uwydatniały długą szyję.
Od razu osądziłam, że nie była podobna do córki. Z niej nie ulatywała nawet
iskra delikatności. Była zimna, zimna i piękna.
Podążyła
w stronę tronu, potem z gracją przeszła po czerwonym dywanie, aż w końcu
zasiadła na miejscu króla. Z końca pomieszczenia miała idealny widok na gości.
Większość
członków Gwardii Królewskiej ustawiło się po bokach, zaś doradca królowej
pochylił się lekko i szepnął jej coś do ucha. Zdołałam wyczytać z jego warg, że
mowa o księżniczce. Faktycznie królowa od razu nań spojrzała.
Otoczona
nie tylko strażnikami, ale także swoimi dwórkami, ubranymi w czarne, okalające
ich smukłe ciała suknie, stała dalej w tym samym miejscu. Niczym wyrzeźbiony z
marmuru posąg, nie drgnęła ani o cal. Dopiero poruszyła się, gdy ciotka,
księżna Victoria, uśmiechnęła się do niej ponaglająco.
—
Co się dzieje? — zapytałam wuja, który również przyglądał się księżniczce.
—
Obserwuj — nakazał tylko. Kątem oka dostrzegłam, że kącik warg uniósł do góry.
Mimowolnie dostosowałam się do polecenia, równocześnie zauważając, że wiele
przybyłych wampirów również to czyni.
Księżniczka
Rhosyn zaczęła iść w stronę matki. Na krwisty dywan, który zaczynał się
niemalże na samym końcu komnaty, weszła jak poprzednio królowa, a jej biała
suknia natychmiastowo przybrała bielszego odcienia. Sunęła dalej, a tkanina
płynęła za nią. W końcu stanęła przed matką. Zwyczaj nakazywał ukłonić się, ale
ona ruszyła dalej, przystając tuż koło królowej i dłoń kładąc na oparciu tronu.
Dwórki
niewiele chwil potem dołączyły do niej, niemniej stanęły od Rhosyn znacznie
dalej. Były tylko nic nieznaczącymi ozdobami.
—
Teraz rozumiesz? — Marshall pierwszy przerwał trwającą pomiędzy nami ciszę. W
odpowiedzi skinęłam głową.
—
Rozumiem — odparłam jeszcze. — Księżniczka ma taki sam status jak matka.
Przypuszczam, że niedługo będzie miała znacznie większy.
Tylko
czemu tak szybko zechciano to zdradzić? Przecież Elizabeth sama jeszcze
mogłaby...
Nie wiesz, Arianwen? Nie wiesz?
Surowe
oblicze, puste spojrzenie zielonych oczu. Niespotykana potęga, godność. Ponadto
pobrzmiewająca w tych tęczówkach mądrość. Tak, królowa Elizabeth de Clare
wydawała się być gotowa. Gotowa na własną śmierć.
Po
tej myśli wyminęłam Marshalla i podążyłam z powrotem w kierunku własnego
pokoju. Boczne drzwi trzasnęły cicho, a mrok otoczył mnie w tym samym momencie,
gdy znalazłam się na korytarzu. Jednakże nie byłam sama.
Czterech
Stróżów wyszło mi na spotkanie. Oczywiście nie wątpiłam, że od paru minut czekali
na mnie. Czerwone akcenty w ich płaszczach wydawały się ze mnie kpić. Miałam
ochotę w tym samym momencie przekląć.
—
Arianwen Irisky. — Głos był twardy, prześmiewczy. Mężczyzna naprzeciwko wykonał
krok, znalazłszy się tuż przede mną. Trzech pozostałych nie drgnęło. Byli tylko
niepotrzebnym tłumem. — Tak myślałem, że się skrywasz pośród cieni.
—
Nie wydaje mi się, abyśmy się znali — odparłam sucho.
Uniósł
brwi w jawnym, udawanym zdumieniu. Puls automatycznie mi przyspieszył, dłoń
powędrowała do jednego z ostrzy, acz jego źrenice rozszerzyły się w tej samej
sekundzie. Zauważył, niemniej tylko to go zdradziło. Nawet uśmiech nie zszedł z
twarzy.
—
Czyżbyś nie wiedziała z kim masz do czynienia? — zapytał. Zrobił jeszcze jeden
krok, niemalże napierając ciałem na moją osobę. Był wyższy ode mnie, czułam, iż
mnie testuje. Byle nie okazać strachu, byle patrzeć prosto w te szare, groźne
tęczówki.
—
Nie radziłbym — szepnął wprost do mojego ucha, gdy ręka mocniej zacisnęła
rękojeść broni, powoli wyciągając ją z pochwy. Wiedziałam, że nie tylko ja go
usłyszałam. — Chyba, że naprawdę chcesz tak szybko skończyć to spotkanie.
—
Ależ skąd, lordzie Parsivallu — zaprzeczyłam beznamiętnie, ponownie wsuwając
bezdźwięcznie sztylet.
—
Tak myślałem. — Uśmiechnął się, jednak w żadnym razie nie był to przyjemny
uśmiech. Raczej opanowanej, złowrogiej bestii. Szrama na licu, tym bardziej to
podkreślała. — W każdym razie czuję ogromną przyjemność, widząc przed sobą
akurat ciebie. Tyle barwnych legend słyszałem...
Zacisnęłam
wargi. Dalej mnie próbował sprowokować, aczkolwiek maska, którą przybrałam,
miałam nadzieję, że jest trwała.
—...
zastanawiałem się ile jest z nich prawdziwych? Czyżbyś naprawdę była zdolna do
tylu okrucieństw? Czyżbyś... — ściszył głos — faktycznie doścignęła własnego
ojca w tym względzie?
—
Musiałbyś jego spytać — rzekłam, a potem wyminęłam go zręcznie. Płynnie, nie
dotykając choćby skrawka jego ubrania. Ale nie doszłam daleko, zaledwie dwa
kroki, gdy usłyszałam:
—
Zastanawiało mnie także... kto cię szkolił? Kto sprawił, że potrafisz tyle,
chociaż nie przekroczyłaś bramy Kamiennej Twierdzy?
Przystanęłam.
Byłam pewna, że w moim spojrzeniu widać było coś krwiożerczego. On nie mógł
tego zobaczyć, ale trzech pozostałych, którzy zagradzali mi drogę owszem.
—
Nie sądzę, by to był pański interes, lordzie. A teraz, wybacz, ale chciałabym
udać się na spoczynek...
Cisza
przedłużała się. Trzech Stróżów dalej trwało przede mną, acz Victor Persivall
ostatecznie musiał im przyzwolić skinieniem głowy, ponieważ jak jeden mechanizm
przesunęli się, bym mogła w końcu ruszyć przed siebie.
Nie
obejrzałam się, chociaż wiedziałam, że szare tęczówki nie odstępują mnie ani
przez chwilę.
Przybywam z rozdziałem, Kochani ;) Liczę, że
podzielicie się swoimi opiniami, ponieważ chyba cztery razy zaczynałam tę
część, aż w końcu (!) udało mi się finalnie wstawić taką oto wersję :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz