wtorek, 11 września 2018

Pod osłoną nocy


"Kamienna Twierdza znajduje się w północno-wschodniej części Rosji. Ogrodzona przez metalowe pręty, przypomina wyglądem więzienie. Wstęp do niej mają tylko adepci i ich mistrzowie, czasami również nieliczne Wampiry. Wiadomo, że właśnie w tym miejscu szkoleni są przyszli Stróże, ale nikt tak naprawdę nie wie, jak przebiega trening. Ci natomiast, którzy zapędzili się nielegalnie na tereny Kamiennej Twierdzy, podobno już nigdy nie powrócili."
Syriusz Verne, Kroniki Nadprzyrodzone

Biały welon tym razem nie zakrywał tylko jasnych kosmyków, acz również blade oblicze. Spod materiału zaś prześwitywały jedynie czerwone usta, które nie zdradzały żadnej emocji. Mimo tego instynkt powiedział mi, że księżniczka Rhosyn trwała zamyślona i byłam niemal pewna, iż właśnie teraz miała lekko przymknięte powieki, a wzrok kierowała na lśniącą podłogę, przyglądając się swojemu własnemu, rozmytemu odbiciu.
W tym samym czasie usłyszałam donośny głos, należący do jednego ze sług rodziny królewskiej. Kolejno wyczytywał imiona i tytuły, ale niezbyt mnie to interesowało. Ważniejsze były twarze zebranych gości i właśnie na nich przelałam uwagę. Oczywiście widziałam uśmiechy, niektóre tęczówki dziko płonęły, inne krzyżowały się ze sobą porozumiewawczo.
Mimo wszystko jeżeli ktokolwiek zauważył nieobecność króla, nie śmiał tego skomentować. Sama królowa natomiast także nie wyjaśniła, dlaczego władca nie zaszczycił ich obecnością. Wydawało się to być dobrym posunięciem, ponieważ w późniejszym czasie w razie czego nikt nie zarzuci jej kłamstwa.
Królowa nie przemówiła, choć z pewnością oczekiwano od niej tego. Zadarła podbródek i sztywno dygnęła, po czym muzyka ponownie rozbrzmiała w sali balowej. Wolno płynące nuty skrzypiec, przemieniające się w krwawą pieśń wzbudziły we mnie dziwne, niepokojące uczucie. Jakby coś tutaj się zupełnie nie zgadzało.
Gwardia Królewska rozproszyła się trochę, aczkolwiek nie szło nie zauważyć ich obecności. Patrzyli na wszystkich z dozą nieufności, dłonie mieli cały czas równo ułożone wzdłuż ciała — dzięki temu łatwo mogli wyciągnąć swoje sztylety spod czarno-czerwonych płaszczy. Ponadto lawirowali pośród arystokratów, chociaż równie dobrze mogli pozostać niezauważeni. Rozumiałam, że dzisiejszej nocy nie taki był ich cel.
— Wysyłają ostrzeżenie — potwierdził moje przypuszczenie Marshall. — Te przyjęcie to istna prowokacja. Przedstawienie na miarę królowej.
Nie brzmiał na zadowolonego. Raczej wychwyciłam irytację w jego słowach. Może też wyrzut. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Srebrna suknia królowej, która płynęła po ziemi sprawiła, że ponownie podążyłam za nią wzrokiem. Korona na głowie nadal lśniła majestatycznie, podkreślając pozycję. Rysy twarzy kobiety były niezwykle ostre, surowe. Włosy, w odcieniu żółci, splecione miała wysoko, dzięki czemu jeszcze bardziej uwydatniały długą szyję. Od razu osądziłam, że nie była podobna do córki. Z niej nie ulatywała nawet iskra delikatności. Była zimna, zimna i piękna.
Podążyła w stronę tronu, potem z gracją przeszła po czerwonym dywanie, aż w końcu zasiadła na miejscu króla. Z końca pomieszczenia miała idealny widok na gości.
Większość członków Gwardii Królewskiej ustawiło się po bokach, zaś doradca królowej pochylił się lekko i szepnął jej coś do ucha. Zdołałam wyczytać z jego warg, że mowa o księżniczce. Faktycznie królowa od razu nań spojrzała.
Otoczona nie tylko strażnikami, ale także swoimi dwórkami, ubranymi w czarne, okalające ich smukłe ciała suknie, stała dalej w tym samym miejscu. Niczym wyrzeźbiony z marmuru posąg, nie drgnęła ani o cal. Dopiero poruszyła się, gdy ciotka, księżna Victoria, uśmiechnęła się do niej ponaglająco.
— Co się dzieje? — zapytałam wuja, który również przyglądał się księżniczce.
— Obserwuj — nakazał tylko. Kątem oka dostrzegłam, że kącik warg uniósł do góry. Mimowolnie dostosowałam się do polecenia, równocześnie zauważając, że wiele przybyłych wampirów również to czyni.
Księżniczka Rhosyn zaczęła iść w stronę matki. Na krwisty dywan, który zaczynał się niemalże na samym końcu komnaty, weszła jak poprzednio królowa, a jej biała suknia natychmiastowo przybrała bielszego odcienia. Sunęła dalej, a tkanina płynęła za nią. W końcu stanęła przed matką. Zwyczaj nakazywał ukłonić się, ale ona ruszyła dalej, przystając tuż koło królowej i dłoń kładąc na oparciu tronu.
Dwórki niewiele chwil potem dołączyły do niej, niemniej stanęły od Rhosyn znacznie dalej. Były tylko nic nieznaczącymi ozdobami.
— Teraz rozumiesz? — Marshall pierwszy przerwał trwającą pomiędzy nami ciszę. W odpowiedzi skinęłam głową.
— Rozumiem — odparłam jeszcze. — Księżniczka ma taki sam status jak matka. Przypuszczam, że niedługo będzie miała znacznie większy.
Tylko czemu tak szybko zechciano to zdradzić? Przecież Elizabeth sama jeszcze mogłaby...

Nie wiesz, Arianwen? Nie wiesz?

Surowe oblicze, puste spojrzenie zielonych oczu. Niespotykana potęga, godność. Ponadto pobrzmiewająca w tych tęczówkach mądrość. Tak, królowa Elizabeth de Clare wydawała się być gotowa. Gotowa na własną śmierć.
Po tej myśli wyminęłam Marshalla i podążyłam z powrotem w kierunku własnego pokoju. Boczne drzwi trzasnęły cicho, a mrok otoczył mnie w tym samym momencie, gdy znalazłam się na korytarzu. Jednakże nie byłam sama.
Czterech Stróżów wyszło mi na spotkanie. Oczywiście nie wątpiłam, że od paru minut czekali na mnie. Czerwone akcenty w ich płaszczach wydawały się ze mnie kpić. Miałam ochotę w tym samym momencie przekląć.
— Arianwen Irisky. — Głos był twardy, prześmiewczy. Mężczyzna naprzeciwko wykonał krok, znalazłszy się tuż przede mną. Trzech pozostałych nie drgnęło. Byli tylko niepotrzebnym tłumem. — Tak myślałem, że się skrywasz pośród cieni.
— Nie wydaje mi się, abyśmy się znali — odparłam sucho.
Uniósł brwi w jawnym, udawanym zdumieniu. Puls automatycznie mi przyspieszył, dłoń powędrowała do jednego z ostrzy, acz jego źrenice rozszerzyły się w tej samej sekundzie. Zauważył, niemniej tylko to go zdradziło. Nawet uśmiech nie zszedł z twarzy.
— Czyżbyś nie wiedziała z kim masz do czynienia? — zapytał. Zrobił jeszcze jeden krok, niemalże napierając ciałem na moją osobę. Był wyższy ode mnie, czułam, iż mnie testuje. Byle nie okazać strachu, byle patrzeć prosto w te szare, groźne tęczówki.
— Nie radziłbym — szepnął wprost do mojego ucha, gdy ręka mocniej zacisnęła rękojeść broni, powoli wyciągając ją z pochwy. Wiedziałam, że nie tylko ja go usłyszałam. — Chyba, że naprawdę chcesz tak szybko skończyć to spotkanie.
— Ależ skąd, lordzie Parsivallu — zaprzeczyłam beznamiętnie, ponownie wsuwając bezdźwięcznie sztylet.
— Tak myślałem. — Uśmiechnął się, jednak w żadnym razie nie był to przyjemny uśmiech. Raczej opanowanej, złowrogiej bestii. Szrama na licu, tym bardziej to podkreślała. — W każdym razie czuję ogromną przyjemność, widząc przed sobą akurat ciebie. Tyle barwnych legend słyszałem...
Zacisnęłam wargi. Dalej mnie próbował sprowokować, aczkolwiek maska, którą przybrałam, miałam nadzieję, że jest trwała.
—... zastanawiałem się ile jest z nich prawdziwych? Czyżbyś naprawdę była zdolna do tylu okrucieństw? Czyżbyś... — ściszył głos — faktycznie doścignęła własnego ojca w tym względzie?
— Musiałbyś jego spytać — rzekłam, a potem wyminęłam go zręcznie. Płynnie, nie dotykając choćby skrawka jego ubrania. Ale nie doszłam daleko, zaledwie dwa kroki, gdy usłyszałam:
— Zastanawiało mnie także... kto cię szkolił? Kto sprawił, że potrafisz tyle, chociaż nie przekroczyłaś bramy Kamiennej Twierdzy?
Przystanęłam. Byłam pewna, że w moim spojrzeniu widać było coś krwiożerczego. On nie mógł tego zobaczyć, ale trzech pozostałych, którzy zagradzali mi drogę owszem.
— Nie sądzę, by to był pański interes, lordzie. A teraz, wybacz, ale chciałabym udać się na spoczynek...
Cisza przedłużała się. Trzech Stróżów dalej trwało przede mną, acz Victor Persivall ostatecznie musiał im przyzwolić skinieniem głowy, ponieważ jak jeden mechanizm przesunęli się, bym mogła w końcu ruszyć przed siebie.
Nie obejrzałam się, chociaż wiedziałam, że szare tęczówki nie odstępują mnie ani przez chwilę.

Przybywam z rozdziałem, Kochani ;) Liczę, że podzielicie się swoimi opiniami, ponieważ chyba cztery razy zaczynałam tę część, aż w końcu (!) udało mi się finalnie wstawić taką oto wersję :) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz